Bagnet na broń
Desant lekkim pojazdem bojowym na gród Skomanda, wodza Jaćwingów
40km, głównie po szutrach i drogach leśnych. Trasa średnio trudna (chyba że wybierzecie mój wariant – wtedy będzie hipertrudna)
Setki lat temu okolica ta była bastionem Jaćwingów. Trochę później ulokowano tu słynną orzyską kompanię karną – swego czasu żelazny temat męskich spotkań przy piwie. Od paru lat natomiast stacjonują w Orzyszu (a w zasadzie w pobliskim Bemowie Piskim) wojska wschodniej flanki NATO.

Tu nikogo nie dziwi widok czołgu albo żołnierza o odmiennym kolorze skóry (zwłaszcza w barze Dollar). Dzięki nim to nieco podupadłe miasteczko, które zresztą właśnie przez wojsko (i poligon zajmujący połowę powierzchni gminy) słabo rozwijało się turystycznie, trochę odżyło.

Atak rozpoczynam obok rzeczonego baru Dollar. Ścieżką rowerową wzdłuż kanału łączącego jez. Wierzbińskie z Orzyszą i jez. Tyrkło dojeżdżam do drogi krajowej nr 16. Przecinam ją i wzdłuż kempingu dojeżdżam do jez. Wierzbińskiego, które trzeba objechać kierując się w lewo, wzdłuż brzegu.

Przy plaży w prawo, przez mostek, i – najpierw po prawej stronie ośrodka wypoczynkowego, a potem przez piękny sosnowy las (ostatnio trochę mniej piękny, bo mocno przerzedzony przez Lasy Państwowe) – jadę malowniczą drogą między dwoma jeziorami.


Bezpośrednio przed ponownym wjazdem na „krajówkę” odbijam w lewo w drogę leśną. Teoretycznie większość mojej trasy prowadzi czerwonym szlakiem rowerowym, ale w praktyce znaki występują w formie szczątkowej (aby je w ogóle zobaczyć, najczęściej muszę patrzeć… w tył, a na skrzyżowaniach nie ma ich w ogóle).
Przez las w kierunku Strzelnik i Kamieńskich – na tym odcinku występuje niestety dużo piachu, miejscami trzeba wręcz prowadzić rower. Po drodze straszą opuszczone ruiny PGR-u i wiejskiego bloku. Dalej jest już bardziej malowniczo: piękna stajnia i kemping nad samym jeziorem Orzysz.

Próbuję się przedostać przez mostek na rzeczce i kontynuować jazdę wzdłuż jeziora, ale na drugim brzegu witają mnie tylko zdziwione krowy, a drogi żadnej nie ma.

Wycofuję się więc szykiem zwartym kilkaset metrów do wioski i odbijam w lewo, do jeziora Rostki, gdzie skręcam na północny-wschód, do wsi Skomack Wielki. Bardzo malowniczo, całkiem spore wzniesienia.
Sam Skomack Wielki, leżący nad najbardziej na wschód wysuniętą zatoką jez. Orzysz, to wieś w szybkim tempie przekształcająca się w letniskową – chociaż nadal można tu spotkać prawdziwe gospodarstwa i krowy.

Bezpośrednio za wsią, po prawej stronie drogi do Pańskiej Woli, znajduje się staropruskie grodzisko. W lewo zaś odbija droga wzdłuż jeziora do wsi Ostrów. I tu podejmuję brzemienną w skutki decyzję, by wybrać właśnie ją i przejechać pomiędzy jeziorami Orzysz i Wylewy (NIE JEDŹCIE TĄ DROGĄ!).
Nadal sporo domów letniskowych, natomiast sama wieś Ostrów to pozostałość pruskiego folwarku, a później PGR-u, obecnie raczej zaniedbana. Za wsią, po prawej stronie, duże, dobrze zachowane grodzisko, składające się z dwóch linii obwałowań dookolnych. Górna otacza owalny majdan. Grodzisko było użytkowane już we wczesnej epoce żelaza, zaś osada obronna istniała tam prawdopodobnie już w VII wieku p.n.e. Historycy podejrzewają, że mógł to być jaćwieski gród Kymenow i siedziba wodza Jaćwingów Skomanda, który wsławił się walkami z Krzyżakami w czasie drugiego powstania plemion pruskich w latach 1260-1274. We wczesnym średniowieczu cypel, na którym znajduje się grodzisko, był prawdopodobnie wyspą.
Grodzisko znajduje się na terenie pastwisk (uwaga na elektrycznego „pastucha”!), a prowadząca obok niego droga zaczyna stopniowo zanikać, aż w końcu na dobre ginie w podmokłym terenie. Okolica jest niezwykle malownicza i dzika – spotkałem tam żurawie, lisa, bociany, jastrzębia; widać wiele śladów bobrów. Jednak jechać rowerem się nie da – mimo to do końca wierzyłem w to, że uda mi się przedostać między jeziorami. W końcu na mojej mapie „Pojezierze Ełckie” trasa rowerowa wiodła właśnie tamtędy. A poza tym musiałbym wycofywać się aż do Skomacka.
Prowadzę więc rower po tych mokradłach, a w butach chlupie mi coraz bardziej. I kiedy już się wydawało, że ominąłem najniżej położone tereny, to dalszą drogę blokuje mi… kanał łączący jez. Orzysz z jez. Wylewy. I to nie byle jaki kanał – dobre 8 metrów szerokości. Kiedyś istniał tam najwyraźniej most, ale dziś zostały z niego tylko betonowe przyczółki na brzegu.

Kombinowałem tam strasznie. Ściągnąłem nawet długie konary z lasku, próbując zrobić prowizoryczną przeprawę. Chodziłem w tę i z powrotem, szukając miejsca, gdzie można byłoby przejść suchą nogą. Nic z tych rzeczy. Albo wielokilometrowy powrót przez mokradła aż do Skomacka, albo kąpiel w głębokim i mulistym kanale. Wraz z rowerem.
Wybrałem tę drugą opcję. Pierwsza próba zakończyła się tak, że wciągnęło mnie prawie po szyję i ledwo udało mi się wydostać z powrotem. Ale znalazłem miejsce, gdzie kanał rozgałęział się na dwie odnogi, okalające jakby wysepkę pośrodku. Oznaczało to wprawdzie dwukrotne forsowanie cieku wodnego, ale za to każda z odnóg była trochę węższa i nieco płytsza. Z rowerem i duszą na ramieniu wchodziłem do tej wody (już nawet nie chodziło o to, że za ciepła to ona nie była – wprawdzie to maj, ale wyjątkowo zimny; poprzedniej nocy było 0 stopni – tylko kto mnie na tym pustkowiu uratuje, gdyby mnie ten muł wciągnął na dobre?).
Jednak nie wciągnął, i desant rowerowy na drugi brzeg się udał. Jakimś cudem miałem nawet ubrania na zmianę, więc nie musiałem wracać najkrótszą drogą do koszar, tylko kontynuowałem jazdę (właściwie oznaczało to najpierw dalsze forsowanie mokradeł, jednak wkrótce trafiłem na polną drogę, która doprowadziła mnie do wsi Odoje).
Powyższy wariant polecam jedynie dla wytrawnych żołnierzy i komandosów z jednostek specjalnych oraz budowniczych mostów pontonowych. Pozostałym zdecydowanie sugeruję jazdę w Skomacku Wielkim na południe, na Pańską Wolę, a po przekroczeniu torów odbicie na zachód.

Ja tymczasem przejeżdżam pod torami w Odojach i jadę dalej do wsi. Po drodze piękne okazy jarząbów szwedzkich. Okrągłe to malowniczo położona wieś nad jeziorem o tej samej nazwie. Znajduje się tam… ośrodek narciarski, pensjonat, a także „zoo safari”, gdzie można obejrzeć m.in. jelenie i daniele.

Ja jednak przed wsią skręcam pod kątem 270 stopni w lewo i drogą przez las na południe wracam w kierunku Orzysza (po drodze trzeba jeszcze odbić z głównej drogi szutrowej w prawo, a następnie w lewo).

We wsi Sumki wjeżdżam na chwilę na drogę Giżycko-Orzysz (w lewo), ale po 300 metrach odbijam w prawo. Tak dojeżdżam do wsi Pianki, gdzie skręcam w lewo na nasyp dawnej linii kolejowej (ma tu powstać nowa linia superszybkiej kolei, która dowiezie Giżyczczan i Orzyszan do planowanego Centralnego Portu Lotniczego – pożyjemy, zobaczymy…). Póki co, całkiem wygodnie, choć nieco wolniej, doprowadza mnie z powrotem do Orzysza.
Mijam Rossmana i Biedronkę, skręcam w główną drogę w prawo i dojeżdżam z powrotem do baru Dollar.
Tylko czemu królują tam burgery, a nie wojskowa grochówka?
