on
13 kwietnia 2021
Bazylika w Sejnach

Polska przepiękna jest, ale czuję się już zmęczony pandemicznym zamknięciem. Postanawiam więc wyruszyć za granicę naszego pięknego kraju. Na jakieś… dwie godziny.

Startuję w Sejnach. To już prawie zagranica. Co prawda jeszcze rozumiem, co do mnie mówią, ale akcent już wschodni. Ruszam spod barokowej bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Przecinam rzekę o wdzięcznej nazwie Marycha i jadę na północ trasą Maratonów Kresowych.

Moim pomysłem na dziś jest graniczne jezioro Gaładuś, drugie co do wielkości jezioro Suwalszczyzny (największe to Wigry), czyste, mało znane i niezwykle malownicze, które zamierzam okrążyć.

Na początek, na wyjeździe z Sejn, trafiam na ukrytą w lesie historyczną strzelnicę Borek.

Dalej jadę bocznymi, leśnymi drogami, przez opuszczone wsie i malownicze pola. Nazw takich jak tu nie ma nigdzie indziej: Gawiniańce, Podgawiniańce, Radziucie, Jenorajście.

Wkrótce po prawej pojawia się jez. Gaładuś, które będzie mi dziś towarzyszyć prawie do końca.

Jadę wzdłuż niego na północ aż do Burbiszek. Niby jeszcze Polska, ale napisy na kapliczkach już po litewsku.

Niezwykłe są też przydrożne… czereśnie, wręcz obsypane dojrzałymi, aż czarnymi, tryskającymi sokiem, niezwykle słodkimi owocami. Podskakuję jak dziecko, sięgając po te jeszcze dojrzalsze. Palce zrobiły mi się fioletowe od ich soku.

W końcu mam dosyć. Nie, come on, nigdy nie mam i nie będę mieć dosyć czereśni (zwłaszcza takich).

Ale jednak ruszam dalej. A dalej Polska się kończy. Zastanawiam się co ma znaczyć ta polska flaga na brzozie?

Na granicy widać, że Litwa bogatsza. U nich równiutki asfalt, u nas dziurawy szutr.

Za granicą pomnik radzieckich pograniczników poległych w walce z Niemcami w 1941r. i jeszcze dziwniejszy pomnik w ramach projektu „Otwarte granice”. Oraz pozostałości budynków granicznych i „zony” – zasieków z drutu kolczastego, które ciągną się kilkaset metrów wzdłuż drogi, a potem urywają się równie nagle jak się pojawiły. Dziś już niczemu nie służą i niczego nie chronią. I dobrze. Pandemia przypomniała nam, że te otwarte granice nie są na zawsze i można je zamknąć z dnia na dzień.

Po litewskiej stronie sunę tym równym asfaltem wprost przed siebie przez bezludną okolicę (jeśli nie liczyć pojedynczych domków letniskowych, również sprawiających wrażenie opuszczonych – a przecież to środek lata).

Na zakręcie odbijam z asfaltu w prawo w szutrówkę, która wkrótce doprowadza mnie do polskiego słupa granicznego. Słup jak nowy, ale droga wzdłuż granicy, prowadząca dawnym pasem granicznym, ledwo przejezdna – zarośnięta, nierówna, miejscami błotnista. Za to widoki rewelacyjne. Koniec świata (a przynajmniej koniec Polski).

Przebijam się jakoś tą niby-drogą do najbliższej szutrówki (łatwo nie było) i skręcam w prawo do wsi Dusznica. Tam w lewo i dalej wzdłuż jeziora do Krasnogrudy.

W Krasnogrudzie nad jez. Hołny znajduje się dworek rodziny Eysymontów z XVII w., w którym często przebywał Czesław Miłosz. Pięknie odrestaurowany, mieści wystawę poświęconą poecie. Odbywają się tam również spektakle i koncerty.

Z Krasnogrudy ostro pod górę, ale za to otwierają się piękne widoki. Bociany powoli zbierają się już do odlotu.

Dalej jadę do Żegarów, gdzie żegnam się z jeziorem Gaładuś, a potem na południowy-zachód do Sztabinek i przez las prosto do Sejn.

W Sejnach nie mogłem sobie odmówić wizyty w Domu Litewskim (architektura – no cóż…). Nie, nie prosiłem o azyl, tylko o zimne litewskie piwo i gorące litewskie smakołyki (kibiny, kartacze, soczewiaki i inne, które mają tam w szerokim wyborze). Polecam!

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

KRZYSZTOF
Mazury

Urodziłem się na Mazurach, nauczyłem jeździć rowerem w wieku lat 3, a jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa była fascynacja prędkością po odpięciu dodatkowych kółeczek i… rozbite kolano wkrótce potem. W czasach, gdy o kaskach (nie mówiąc o GPS-ach i spodenkach rowerowych) nikt nawet jeszcze nie myślał, poznawałem bliższe i dalsze okolice na rowerze. Dzisiaj do tego wróciłem. Fascynuje mnie zwłaszcza odkrywanie lokalnych tajemnic, jeżdżenie tam gdzie nikt nie jeździ, eksploracja tras łączących ciekawe miejsca z odrobiną wyzwania sportowego. Teraz dzielę się tymi odkryciami z Wami. Mam nadzieję, że zainspiruję Was do odkrycia z siodełka innych Mazur – dzikich, trochę bezludnych i całkiem górskich. Takich Mazur od d… strony.