75-100 km Średnio trudna

Rano Żywy, wieczorem Zgon

on
7 czerwca 2020

Ta trasa to trawers Mazur – z części dzikiej i dziewiczej do tłocznej i komercyjnej. Po drodze sporo asfaltu (od idealnego asfalciku unijnego po mocno sfatygowany gierkowsko-gomułkowski), dużo szutrów, pod koniec czasami drogi leśne, odrobinę bruku. Im bliżej Zgonu, tym bardziej się wypłaszcza.

Przepiękne widoki, sporo podjazdów (no i zjazdów :-), 12 jezior (w tym największe w Polsce jez. Śniardwy), najsłynniejsza mazurska rzeka Krutynia i Mazurski Park Krajobrazowy. Stopień trudności: średni. Długość: 84km.

Zaczynam rano całkiem żywy (Żywy to ładnie położona wieś nad jez. Żywy, trochę agroturystyki i starych mazurskich domów).

Jest Żywy, to są i Żywki. Prowadzi tam piękna droga wśród pól i rzadkich zabudowań.

W Żywkach (nad jeziorem – a jakże, Żywki) jeszcze nie tak dawno funkcjonował ośrodek wypoczynkowy. Niestety, teraz wszystko zarośnięte pokrzywami, zaniedbane. Dlaczego w tak pięknym miejscu turystyka się nie udaje? Może nadal działa zły czar rzucony przez miejscowe „zamawiaczki” i bunt miejscowych kur, które nie chciały znosić jaj potrzebnych do budowy pałacu starosty węgorzewskiego Hansa von Puscha? (https://www.youtube.com/watch?v=foUkZtNjUic)

Obok nieczynnego ośrodka (jak ktoś ma wolne dwie bańki, może go kupić) stoi pomnikowy dąb i sypiący się niestety, piękny budynek starego spichlerza.

Z Żywek jadę rowerowym Szlakiem Mazurskich Legend, przecinając po drodze Sapinę – to pierwsza na dzisiejszej trasie rzeka warta spływu kajakowego – ale nie ostatnia! Gdy Szlak Mazurskich Legend odbija w lewo w stronę jez. Wydmińskiego, jadę dalej prosto, a następnie w prawo do wsi Kruklin, malowniczo położonej nad jeziorem (jakim? No jasne, też się nie wysilili z nazwą – Kruklin :-).

Po lewej ogromna żwirownia i wytwórnia asfaltu. Chcecie poczuć jak pachnie świeży asfalt? Zapraszam do Kruklina!

Dalej prosto droga prowadzi do Giżycka, a ja skręcam w lewo do Siedlisk. Tam przecinam linię kolejową Olsztyn-Korsze-Ełk i zwiedzam cmentarz z I wojny światowej (w okolicy jest też kilka schronów i umocnień z tamtych czasów).

W Siedliskach w lewo w drogę 655 i wkrótce w prawo, w kierunku na Lipińskie. Po drodze Kanał Staświnka – służący do odprowadzania wody z Łąk Staświńskich, które kiedyś były jeziorem.

W Lipińskich asfaltem w prawo, na skrzyżowaniu prosto do Miłek. Okolica dzika, można spotkać sarnę albo zająca, nawet w środku dnia.

W Miłkach świetnie zaopatrzony sklep (samego piwa mają całą ścianę). Jadę w prawo ruchliwą drogą krajową „63”, ale tylko kilkaset metrów, i w lewo na Marcinową Wolę. Po drodze maszt radiowo-telewizyjny, jeden z najwyższych w Polsce (327m).

Jadę wzdłuż jez. Buwełno; przepiękne widoki ze wzgórz.

W Marcinowej Woli pensjonat „Teresa” – można dobrze zjeść, a nawet przenocować. Ale to dopiero przedpołudnie, a ja dziś jadę do zgonu.

Kolejny cmentarz z I wojny światowej.

Tylko kto w tak pięknych okolicznościach przyrody postawił trzy bloki? To ci leżący tutaj Niemcy, Rosjanie i Polacy stracili życie za tę piękną krainę, a my ją dewastujemy? I nic tu nie pomogą wypielęgnowane klombiki. Zburzyć, zaorać i postawić porządne mazurskie domy z czerwonej cegły kryte dachówką!

Z Cierzpięt w prawo na Zastrużne i Drozdowo. Z prawej rezerwat „Bagna Nietlickie”, największa w Polsce ostoja przelotnych żurawi. Spotkać tu można także m.in. cietrzewia, orła bielika, orlika krzykliwego, myszołowa czy trzmielojada. Najlepiej wybrać się tu jesienią na zlotowisko żurawi, kiedy to można naraz zobaczyć tysiące tych pięknych ptaków.

W Drozdowie wjeżdżam na chwilę na drogę nr 16, ale zaraz zjeżdżam w prawo, w piękną drogę przez las na Chmielewo. W Chmielewie na Dziubiele, a następnie w prawo na Łuknajno.

Za leśniczówką Łuknajno rezerwat Czapliniec (w którym, jak sama nazwa wskazuje, czapli… praktycznie nie ma, są za to 200-letnie sosny) a następnie rezerwat Łuknajno (jest to także rezerwat biosfery UNESCO) i wieża widokowa, z której widać całe jezioro Łuknajno. Gniazduje tam jedna z największych w Europie kolonii łabędzie niemego, a także wiele innych gatunków ptaków. A z drugiej strony drogi mamy jez. Śniardwy – największe w Polsce.

Dalej prosto do Mikołajek. Zaczyna się ruch. Ciężko się przestawić na te tłumy, stragany, lodziarnie, gofry…

Na szczęście szybko uciekam do Przechowalni Marzeń – a tam chillout i zimna pigwoniada w ogródku. Poezja…

Mógłbym tam przesiedzieć do wieczora, ale ja przecież do zgonu… Ruszam więc w stronę Ukty. Droga prowadzi przez lasy Mazurskiego Parku Krajobrazowego, ale niestety ruch jest duży. Przed parkiem dzikich zwierząt w Kadzidłowie skręcam w prawo do Leśniczówki Ukta i dalej do Krutynia (szlakiem rowerowym). Krutyń to najbardziej znana miejscowość na szlaku Krutyni. Co i rusz podjeżdżają autokary, z których wysypują się kolejni turyści. Na każdym podwórku jak nie składowisko kajaków, to kolejny parking.

Ciężko się przecisnąć. Ale wystarczy przejechać na drugą stronę rzeki i skręcić w ścieżkę przyrodniczą Krutyń-Rosocha, by nagle znowu zrobiło się pusto.

Ścieżką można dojechać prosto do Zgonu, ale warto (naprawdę warto!) zjechać w prawo do rezerwatu „Królewska Sosna”.

Sosna jak sosna, wielka ale uschnięta, natomiast dużo ciekawsze są według mnie śródleśne jeziorka Kruczki z pływającymi wyspami i przylegającymi torfowiskami.

No i jezioro Mokre z dębem na jego brzegu.

Skąd już rzut beretem do Zgonu. Faktycznie, nazwa adekwatna do tego jak się czuję po tych 84 kilometrach. Ale tak naprawdę pochodzi od zganiania bydła do wodopoju nad jeziorem Mokrym (z tą nazwą jeziora znowu się nie wysilili…). Teraz pasą się tam łabędzie.

W Zgonie solidny obiadek w jednej z knajp –życie jest piękne!

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

KRZYSZTOF
Mazury

Urodziłem się na Mazurach, nauczyłem jeździć rowerem w wieku lat 3, a jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa była fascynacja prędkością po odpięciu dodatkowych kółeczek i… rozbite kolano wkrótce potem. W czasach, gdy o kaskach (nie mówiąc o GPS-ach i spodenkach rowerowych) nikt nawet jeszcze nie myślał, poznawałem bliższe i dalsze okolice na rowerze. Dzisiaj do tego wróciłem. Fascynuje mnie zwłaszcza odkrywanie lokalnych tajemnic, jeżdżenie tam gdzie nikt nie jeździ, eksploracja tras łączących ciekawe miejsca z odrobiną wyzwania sportowego. Teraz dzielę się tymi odkryciami z Wami. Mam nadzieję, że zainspiruję Was do odkrycia z siodełka innych Mazur – dzikich, trochę bezludnych i całkiem górskich. Takich Mazur od d… strony.