on
18 sierpnia 2022

Rower typu składak, regionalne piwo, drużyna piłkarska z Suwałk i znaleziona butelka ożywiana wspomnieniami. Ale przede wszystkim jezioro. Całkiem spore, Top 10 w Polsce.

Wigry. Jadę. Dookoła.

Na początek zjeżdżam ostro w dół, jadąc wzdłuż północnego brzegu Zatoki Uklei i Wigierki. Już po chwili zaczyna się Wigierski Park Narodowy i robi się pięknie. Wigry to jezioro o bardzo zróżnicowanej linii brzegowej (72km), pełne zatok, półwyspów i wysp. Również rzeźba dna jest skomplikowana, a maksymalna głębokość to aż 73m.

Przed tysiącami lat jez. Wigry stanowiło fragment kompleksu Prawigry. Obecnie jego część jest oddzielona od Wigier i stanowi osobne jeziora (Długie, Muliczne, Okrągłe, Leszczewek). Moja trasa prowadzi właśnie między nimi a Wigrami. Kto by pomyślał, że jeszcze niedawno (jakieś parę tysięcy lat temu) jeździłbym po jeziorze…

Przy parkingu nad Zatoką Słupiańską zaczyna się ścieżka edukacyjna „Jeziora”, prowadząca do części z tych jezior (Długie, Suchar Wielki) oraz na torfowiska, w które przekształciły się części kompleksu Prawigier.

O takich dystroficznych, zarastających jeziorkach, zwanych sucharami, malowniczo pisał Adam Mickiewicz:

Dalej co krok czyhają, niby wilcze doły,
Małe jeziorka trawą zarosłe na poły,
Tak głębokie, że ludzie dna ich nie dośledzą
(Wielkie jest podobieństwo, że diabły tam siedzą).
Woda tych studni sklni się plamista rdzą krwawą,
A z wnętrza ciągle dymi, zionąc woń plugawą,
Od której drzewa wkoło tracą liść i korę;
Łyse, skarłowaciałe, robaczliwe, chore,
Pochyliwszy konary mchem kołtunowate
I pnie garbiąc brzydkiemi grzybami brodate,
Siedzą wokoło wody jak czarownic kupa
Grzejąca się nad kotłem, w którym warzą trupa.

Tutaj czarownic ani trupów żadnych nie widzę (ale kto tam wie – licho nie śpi…).

W Wigrach od wieków łowiono ryby. Występuje tu m.in. sieja i sielawa (doskonałe są wędzone), szczupak, a nawet troć jeziorowa.

Na wysokości jez. Białe Wigierskie odbijam w lewo i jadę prostą drogą przez piękny sosnowy las aż do drogowskazu rowerowego na Kładkę i Stary Folwark. Wkrótce zaczyna się rzeczona kładka – są to całe kilometry drewnianych pomostów zbudowanych na tutejszych bagnach i torfowiskach, po których można wygodnie przejechać aż za Czarną Hańczę.

Nad Zatoką Hańczańską znajduje się pomnik harcerzy Batalionu „Wigry” AK, którzy zginęli w powstaniu warszawskim. W tym miejscu organizowali swoje obozy przed wojną. Ja też zresztą bywałem na harcerskich rajdach i biwakach w okolicy.

Dalej jadę przez wieś Cimochowizna, a następnie kolejnymi pomostami pomiędzy jez. Leszczewek i Wigrami do Starego Folwarku. Po drugiej stronie jeziora, na Półwyspie Klasztornym, widać już Klasztor Kamedułów.

W Starym Folwarku można zjeść rybkę w Gospodzie pod Sieją oraz zwiedzić Muzeum Wigier. Mieści się ono w dawnej Stacji Hydrobiologicznej, która badała jezioro od lat 20. XX w. do wybuchu wojny. Działalność naukową zakończyło splądrowanie stacji przez miejscową ludność, zainteresowaną głównie zasobami spirytusu służącego do konserwowania okazów.

Otwarte w 2009r. muzeum jest dość nowoczesne i prezentuje historię jez. Wigry i okolic w ciekawy, multimedialny sposób. Jest tu m.in. „batyskaf”, którym można „popłynąć” w jeziorne głębiny, wnętrze lodowca czy obozowisko łowców reniferów. Jest też piwo Wigry i są kultowe składaki.

Po wyjściu z muzeum objeżdżam Zatokę Zadworze i Magdalenowską, po czym kieruję się w stronę Klasztoru Kamedułów. Kameduli osiedlili się tu w 1668r. Byli bardzo gospodarnymi zakonnikami – uprawiali ziemię, łowili i przetwarzali ryby, zakładali wsie i miasta (m.in. Suwałki). Zgromadzili ogromny majątek i przyczynili się do rozwoju gospodarczego całej okolicy. Jednak pod koniec XVIII w. rząd pruski (Polska znajdowała się wówczas pod zaborami) skonfiskował dobra kamedulskie i wypędził zakonników.

Obecnie w odnowionych domkach mnichów (eremach) i kaplicy są pokoje do wynajęcia, a kościół i cały zespół poklasztorny są udostępnione do zwiedzania. Warto wejść na Wieżę Zegarową, skąd można podziwiać cały kompleks i wody jeziora. Niedaleko wieży znajduje się przystań, skąd można wypłynąć statkiem „Kameduła” w rejs po Wigrach.

Ja z powrotem wsiadam na rower, kierując się w stronę Czerwonego Folwarku, gdzie wita mnie babcia w czerwonej spódnicy w towarzystwie rybaka z fajką i świeżą rybką. W okolicy nie brakuje agroturystyk i pensjonatów, pięknie położonych nad jeziorem, obowiązkową z „baniami” (czyli wschodnią odmianą sauny).

Jadę cały czas wzdłuż Wigier – mijam Rosochaty Róg i jadę dalej aż do Zatoki Cieszkinajki. Tam odbijam na zachód razem ze szlakiem rowerowym R11 w stronę Mikołajewa, po czym jadę szlakiem Green Velo do Maćkowej Rudy. Skręcam w niepozorną drogę w prawo i przeprawiam się po równie niepozornym mostku przez Czarną Hańczę.

Tak trafiam do mojego kolejnego celu na dziś – Budy Ruskiej, gdzie znajduje się Galeria Fotografii i Muzeum Mongolskie Piotra Malczewskiego. Piotr wielokrotnie podróżował nad jez. Bajkał, po Syberii i Mongolii i potrafi o tym wspaniale opowiadać. Prowadzi warsztaty i plenery fotograficzne, a co roku w sierpniu organizuje Festiwal Literacki „Patrząc na Wschód”. Robi też wspaniałą kawę z kardamonem.

Z Budy Ruskiej jadę do Gremzdówki nad jez. Miałkim, gdzie odbijam w prawo, szlakiem pieszym przez las do Wysokiego Mostu (można też jechać dalej prosto do szlaku Green Velo i potem asfaltem do Wysokiego Mostu).

Przejeżdżam przez Czarną Hańczę i skręcam w pierwszą drogę w lewo i kieruję się przez las na południe, w stronę Czerwonego Krzyża. Stamtąd można jechać prosto na Bryzgiel, ale ja wybieram trasę bliżej jeziora, zahaczając o Zakąty i mijając od północy jez. Mulaczysko, gdzie znajduje się wieża widokowa.

W okolicach Krusznika wracam na asfalt, mijam Bryzgiel, po czym jeszcze raz odbijam w stronę jeziora, a konkretnie Zatoki Wigierki.

Kilkukrotnie przecinam trasę kolejki wąskotorowej i mijam pięknie położoną stację Binduga.

To tu właśnie wyciągano z wody i ładowano na wagony drewno spławiane uprzednio z innych części jeziora.

Kolejny raz wyjeżdżam na asfalt i dojeżdżam do mojego punktu startowego w Gawrych-Rudzie.

60km – asfalt, szutr, leśne ścieżki, a nawet drewniane pomosty.

TAGS
RELATED POSTS

LEAVE A COMMENT

KRZYSZTOF
Mazury

Urodziłem się na Mazurach, nauczyłem jeździć rowerem w wieku lat 3, a jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa była fascynacja prędkością po odpięciu dodatkowych kółeczek i… rozbite kolano wkrótce potem. W czasach, gdy o kaskach (nie mówiąc o GPS-ach i spodenkach rowerowych) nikt nawet jeszcze nie myślał, poznawałem bliższe i dalsze okolice na rowerze. Dzisiaj do tego wróciłem. Fascynuje mnie zwłaszcza odkrywanie lokalnych tajemnic, jeżdżenie tam gdzie nikt nie jeździ, eksploracja tras łączących ciekawe miejsca z odrobiną wyzwania sportowego. Teraz dzielę się tymi odkryciami z Wami. Mam nadzieję, że zainspiruję Was do odkrycia z siodełka innych Mazur – dzikich, trochę bezludnych i całkiem górskich. Takich Mazur od d… strony.